10.01.2024
Autor: Felicja Bilska
(nie) Jedno oko na Maroko… Relacja z wyprawy
(nie) Jedno oko na Maroko, czyli byliśmy, widzieliśmy i chcemy wrócić! Specjalnie dla Ciebie relacja z wyprawy, autorstwa naszej pilotki Antoniny Małowieckiej
Brzuch samolotu tarł o wody Zatoki Gibraltarskiej, kiedy lądowaliśmy na lotnisku Ibn Battuty w Tangierze. Po prawie dwóch latach udało mi się wrócić do Maroka – kraju kurczaka z kiszoną cytryną, transowej muzyki gnawa, lamp dżina i dywanów Aladyna.
Pierwszą grupową wyprawę do Maroka Om Tramping rozpoczęliśmy w Tangerze. Przez 16 słonecznych październikowo-listopadowych dni z mocną „grupą pod wezwaniem” podróżowaliśmy przez labirynty medyn, bezdroża pustyni i górskie przełęcze. (Jeżeli zastanawiasz się, kiedy jechać do Maroka, odpowiedź brzmi: jesienią – kiedy temperatury JUŻ nie są zabójcze, albo wiosną – kiedy JESZCZE takie nie są ;-).
(nie) Jedno oko na Maroko – eksplorujemy miasta sułtanów i przemytników
W północnym Maroku mierzymy się z królestwem chaosu – medynami. Medina po arabsku… miasto, więc nic dziwnego, że w labiryntach uliczek, alejek i zaułków gubimy się podczas naszej wyprawy niemal każdego dnia!
W Tangierze – dawnej stolicy beatników i przemytników – błądzimy szukając grobu Ibn Battuty, najsłynniejszego podróżnika świata islamu. W Fezie meandrujemy między DWIEMA medynami.
9000 średniowiecznych uliczek skrywa riady (pałace kupieckie – mieszkamy w jednym z nich!), garbarnie, madrasy (szkoły filozofii, prawa i medycyny) oraz oczywiście…bazary z tonami oliwek, daktyli i opuncji! Zdradzę Ci jeszcze jedną tajemnicę: Fez ma także znakomite hammamy, ukryte między mrocznymi przejściami…i my z nich korzystamy!
Wreszcie w Marrakeszu wyszukujemy w medynie najpiękniejszych, kutych na miejscu lamp i poddajemy się magii berberyjskiej. Odkrywamy sekrety „Placu czarnoksiężników” i „berberyjskich aptek”, zaopatrując się u zaprzyjaźnionego aptekarza w kilogramy „królewskiej przyprawy” – Ras al Hanout i maści ze ślimaków, szafranu i kwiatu pomarańczy.
Co robić w Maroku, gdy miejski chaos zaczyna przytłaczać?
To samo, co członkowie wyprawy Om Tramping – odpoczywać na łonie przyrody! Już pierwsze dni wyjazdu serwują nam widoki na urwiste skały Gibraltaru. Kolejne etapy wyprawy to m.in. sięgające 300 metrów wysokości ściany wąwozu Todra oraz pnące się 150 metrów wzwyż wydmy Erg Chebbi w sercu Sahary.
Dni spędzone w otoczeniu przyrody są dla nas okazją do sprawdzenia się w niemal ekstremalnych warunkach – i wszyscy dają radę na szlaku! Jednego dnia spędzamy prawie 7 godzin na grzbiecie wielbłąda. Gonimy przez piaski pustyni zachodzące słońce, a chwilę potem wydeptujemy nowe ścieżki w gęstwinie gajów palmowych wąwozu Dades (i przechodzimy boso przez kamieniste dno rzeki…). Na każdym etapie każdy daje z siebie wszystko, każdy daje radę.
Magia południa – berberyjskie dywany, morze skamielin i mleko wielbłąda
Jak kojąco odmienne jest południe Maroka od jego zatłoczonej, przytłaczającej gwarem północy! Tę pustynną i pustawą część kraju poznajemy, pokonując setki kilometrów przez usiane glinianymi fortecami zakręty Doliny Kasb (zamków berberyjskich klanów) i niezmierzone pustkowia hamady – czarnej pustyni. Jednego dnia wspinamy się na szczyt obronnej wioski Ait Ben Haddou i odwiedzamy największe na świecie studia filmowe w Ourzazate, by drugiego – doić przy pustynnej drodze wielbłąda i targować ceny najpiękniejszych na świecie dywanów. W międzyczasie wybieramy z naszym niezawodnym kierowcą Rashidem najlepsze muzeum skamielin, gdzie piętrzą się stosy trylobitów, amonitów i orthocerasów sprzed setek milionów lat!
Końcówka wyprawy to przejazd wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Ostatnie dni wyjazdu to czysty relaks. W Essaouirze (zwaną pieszczotliwie „Izaurą”) spędzamy czas na plaży i… w porcie. A w porcie są ryby, ośmiornice, ostrygi i jeżowce! Naszym głównym celem jest „wywąchanie” najlepszego stoiska, gdzie możemy skosztować tych morskich smakołyków. Na szczęście mamy w grupie miłośników morskich podróży, którzy świeżą rybę wywąchają z kilometra :).
Z Essaouiry pędzimy do Casablanki – śpieszy nam się (tzn. pilotce się śpieszy, ale ona już wie, dlaczego…), jednak nie na tyle, by nie zatrzymać się w małej El Jadidzie. Tu obok portugalskiej twierdzy i portu pałaszujemy n a j l e p s z e owoce morza na trasie. Serio, sardynki i krewetki pil-pil rozkładają nas na łopatki…Pędzimy dalej, bo przed nami Casablanca – wiecznie zakorkowana 5-milionowa metropolia, słynąca z jednego z największych meczetów na świecie.
Meczet otwierają dla „niewiernych” tylko o wybranych godzinach, na szczęście udaje nam się zdążyć i…warto było być tego dnia dobrze zorganizowanym – Meczet Hassana II to „wisienka na torcie” wyprawy. Wnętrze świątyni zachwyca nas bogactwem cedrowych, marmurowych i ceramicznych zdobień. Oglądamy nie tylko salę modlitewną, ale również wieżę minaretu i…sale ablucyjne.
Marokańska karawana OM TRAMPING w 16 dni przemierzyła tysiące kilometrów dróg i bezdroży tego magicznego kraju – od Atlantyku po Saharę, od kupieckich pałaców po berberyjskie namioty, od smaków jagnięciny ze śliwkami po grillowane ostrygi i sok ze świeżych granatów. W tym czasie Maroko zostało przez nas zdobyte, choć chyba i ono zdobyło trochę nas :).
Jeżeli relacja „(nie) Jedno oko na Maroko” rozbudziła Twoją ciekawość – zapraszamy na wyprawę!